Po pierwszym etapie Misji: FAUSTYNA

"Dlaczego nic nie dajecie znać o naszych pielgrzymach?". "Czy wszystko u nich w porządku?". Mogę sobie wyobrazić te lub podobne pytania, które kryją się w głowach naszych parafian czytających stronę nakrupie.pl, z całego serca kibicujących i wspierających rowerowych pielgrzymów podążających do Wilna.

Zatem od razu piszę: WSZYSTKO GRA. Też drżeliśmy w trosce o ich sytuację, bo trudno było nawiązać kontakt. Ale żyją, mają się dobrze i pewnie już teraz śpią w całkiem niezłych warunkach :) Ale po kolei...

 

Nasi Trzej Muszkieterowie wyruszyli z Krupskiego Młyna planowo, o 4:45. Towarzyszyli im z początku żona Jacka, Wiola Kiszkis i "fater" wikarego (zapalony kolarz), Karol Zurek.

Nasi pielgrzymi postanowili już pierwszego, niezwykle upalnego dnia, zawalczyć o maksymalny wynik kilometrowy. Do Częstochowy dojechali na Mszę o godz. 7:00. Po Mszy regeneracja, posiłek i mocna dawka trasy. Pod Jasną Górą opuścili ich Wiola i Karol, którzy wrócili do Krupskiego Młyna.

Tymczasem "Trzej Muszkieterowie" (tak pozwolę sobie ich nazywać :P) jechali praktycznie bez przerwy, w największym upale, aż do Włoszczowej. Dotarli tam około godz. 14:30. Chcąc się nieco posilić, wzmocnić potrzebną dawką węglowodanów, spotkali niezwykle życzliwą osobę - Panią Agnieszkę. Serdecznie chcemy Jej w imieniu naszych kolarzy podziękować za nieprawdopodobnie życzliwe przyjęcie, kawę, dobre słowo, mnóstwo ludzkiego wsparcia, jakiego im udzieliła. Na potwierdzenie tego, jak dobrze naszym pielgrzymom było u Pani Agnieszki, niech świadczy fakt, że posiedzieli u Niej prawie... 2 godziny!

O 16:30 ruszyli dalej chcąc podgonić dystans. Ale wyjeżdżając z Włoszczowej, zgubili... Bogdana! Natłok ruchu tirów sprawił, że kontakt między pielgrzymami się urwał. Na szczęście są komórki :) i po kilku minatach udało się spotkać ponownie na rynku we Włoszczowej. Pewnie ta miejscowość pozostanie na długo w naszej pamięci.

Trasa w kierunku Kielc nie była łatwa. Nie zapominajmy tu o upale, który nam wszystkim doskwierał, a co dopiero pedałującym już od ponad 100 kilometrów podróżnikom!

Szczególne trudności sprawił górzysty teren w okolicach Chęcin. Z racji tego, że koniecznie chcieli dziś trafić w okolice Kielc, mimo bardzo trudnych warunków, mocniej nacisnęli na pedały.

Wreszcie, około godziny 21ej trzeba było szukać noclegu. Choć mamy najdłuższe dni w roku, to jednak kiedyś trzeba się wyspać. W Dyminach pod Kielcami, dzięki uprzejmości i wskazówkom pewnej zakochanej pary, udało się znaleźć nocleg w "Pszczelim Dworku" u Pana Andrzeja Janaszka.

Gościnność Pana Andrzeja sprawiła, że nie udało się od razu przekazać relacji z etapu. Ale cieszymy się, że są bezpieczni i jutro ruszą w dalszą drogę. Odpoczywają w komfortowych warunkach, gdyż plaga komarów nie pozwala na nocleg na łonie natury.

Dziś pokonali 195 km!!! Robi wrażenie taki wynik, nieprawdaż?

Jutro ruszą w stronę Ostrowca Świętokrzyskiego. Tera niech śpią dobrze. I my też :D